czwartek, 7 czerwca 2012

[prolog]

podkład: TUTAJ


Tam, gdzie jest wielka miłość, tam zawsze zdarzają się cuda.

Willa Cather



Niektórych śpiących ludzi nic nie jest w stanie wyrwać ze snu. Szarpanie, czy zimna woda nie przynoszą skutków. Za to inni ludzie budzą się od byle czego. Ćwierkanie ptaków brzmi dla nich jak trąba jerychońska.
Hotel stał na plaży, nieopodal linii oceanu. W tę gwiaździstą noc słychać było jedynie szum fal. Blask księżyca wślizgnął się przez okno do jednego z pokojów oświetlając młode małżeństwo śpiące błogo w swoich objęciach. Kobieta leżała z głową na piersi mężczyzny, który przytulał ją mocno, jakby w obawie, że ją straci.
Po chwili kobieta otworzyła oczy i wstała ostrożnie, aby nie obudzić męża. Bezszelestnie podeszła do biurka, aby napić się wody. Gdy odwracała się do łóżka, kątem oka zauważyła coś błyszczącego. Podeszła do komody, gdzie, skąpana w blasku księżyca stała fotografia w złotej ramce. Przedstawiała ona siedmioro nastolatków uśmiechających się szeroko do obiektywu. Kobieta pamiętała tę chwilę. Zdjęcie to zostało zrobione drugiego września w siódmej klasie, a fotografem był sam dyrektor szkoły. Została uwieczniona chwila, w której trzy nastolatki zostały wrzucone przez chłopców z klasy.
Kobieta westchnęła. Mimo, że upłynęły zaledwie dwa lata od ukończenia szkoły, ich życie wywróciło się do góry nogami. W pierwszej klasie nie przypuszczała, że wyjdzie za mąż za "bezczelnego i aroganckiego typa", którym pogardzała. Tak, wtedy wszystko było prostsze.
Spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę trzecią. Poczuła zmęczenie, więc szybko położyła się do łóżka i przytuliła się do małżonka. Po chwili słychać było tylko ich oddechy, współgrające z szumem fal.

Czarnowłosy, przystojny młodzieniec przemierzał powoli korytarze, szukając apartamentu swoich przyjaciół. Dotarłszy do właściwych drzwi, zawahał się na sekundę, by po chwili uśmiechnąć się z rozbawieniem. Otworzył cicho drzwi, a jego oczom ukazał się wspaniały widok. Naprzeciwko drzwi były drzwi prowadzące na obszerny balkon. Po jego prawej stronie było ogromne łóżko małżeńskie z czerwonym baldachimem i bordową pościelą. Na podłodze i pościeli leżało mnóstwo płatków róż. Zastanawiając się, co takiego wymyślił jego przyjaciel spojrzał na młodą parę. Rudowłosa kobieta głaskała twarz ukochanego i najprawdopodobniej nie zdawała sobie sprawy z tego, że jest obserwowana. Gdy ujrzał na jej twarzy uśmiech, doszedł do wniosku, że jednak nie chce wiedzieć o poczynaniach kumpla. Na jego twarz wpłynął drwiący uśmiech, gdy przypomniał sobie, jak kobieta zarzekała się, że ich nienawidzi, a pomimo wszystko mężczyzna nie rezygnował.
Otworzył szerzej drzwi, które cicho skrzypnęły. Kobieta odwróciła głowę i na widok opierającego się o ścianę gościa zrobiła zdumioną i, nieco oburzoną minę.
- Na miłość boską, Black! Co ty tu, na melina robisz?!
Syriusz zaśmiał się.
- Oj, Evans, Evans... Chociaż już nie Evans - Poprawił się szybko, a kobieta uniosła brew do góry. - Potter. Mówiłem, że będziecie jeszcze kiedyś razem?
- Tak i co z tego? - spytała Lily.
- To, że znowu miałem rację...
-Znowu?
- Och, no dobrze, to Remus się o tym dowiedział - żachnął się Black.
- Gdyby nie on, nie byłoby mnie już na tym świecie - przypomniała dziewczyna.
Wiedzieli, o czym mówią. Kilka lat wcześniej Lily zaczęła się zachowywać co najmniej niepokojąco. Przyjaciele się zamartwiali, a Evans niczego nie zauważała. Teraz, z perspektywy czasu zorientowali się, jak blisko by;li od tragedii. Gdy byli młodsi nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji. Na szczęście wszystko zakończyło się dobrze. Chyba...


* * * Kilka lat wcześniej * * *
- Panie, Yaxley zginął - powiedział cicho blondyn. Zwracał się do wysokiej postaci w czarnej pelerynie o czerwonych oczach.
- Zginął, Rookwood? - zasyczał groźnie. - A, powiedz, kto go zabił? Odpowiadaj! - krzyknął, gdy przez kilka chwil nie otrzymał odpowiedzi.
Mężczyzna coś wymamrotał, ale Lord Voldemort zrozumiał.
- Potterowie! Znowu! - wrzasnął. - Oni zawsze się strącą! Trzeba ich zniszczyć!
-Jak, panie? próbowaliśmy i się nie udało...
- Milcz, Malfoy! Ja już mam pewien sposób! Trzeba zabić ich syna. Chociaż nie... Zabicie to za mało. Trzeba go zniszczyć. Gdy się o tym dowiedzą, przyłączą się do nas. Co najbardziej boli Jamesa Pottera? - zwrócił się do dwóch nastolatków, stojących cicho obok okrągłego stołu.
  - Evans. Nie kocha go i on nie może się z tym pogodzić..
- Wspaniale, Avery! Więc już wiecie, co macie robić! Śledźcie ją i zdajcie mi raporty. Gdy złamiemy ich synalka, Potterowie szybko staną się jednymi z nas - warknął Voldemort. - Miłość - prychnął - To właśnie to, co zniszczy tych głupców...



~*~~*~~*~
Na koniec:


Cześć Wam! Pamiętacie mnie jeszcze? Mam nadzieję, że tak!
Wracam z nowymi siłami, zapałem i oczywiście pomysłami. Notki będą się pojawiały co dwa tygodnie (w sobotę), na razie nie częściej. Najpierw muszę wymyślić więcej rozdziałów, żebym nie została z niczym :)
To jest prolog na Mikołajki, prezent ode mnie dla Was. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Pomyślałam sobie, że będę również wstawiać różne bonusy. Będą to różne dodatki okazjonalne... Najbliższy bonus pojawi się 24 grudnia.
Teraz coś innego. Uwaga!
Bellatrix pracuje w schronisku dla zwierząt w swojej miejscowości i jest prawdopodobieństwo, że je zamkną. Pomóżmy! Jest tylko jedno schronisko w tamtej okolicy, więc te wszystkie psiaki stracą dom. Wobec tego mam do was wielką prośbę: podpiszmy się pod petycją http://www.thepetitionsite.com/1/saveourdogs/ i pomóżmy zwierzętom. Ja już się podpisałam, a Ty? Pomóż!


Teraz coś z innej beczki... Mam dla Was jeszcze jeden prezent na Mikołajki! Zgaduję, że przynajmniej część z Was chciałaby mieć takie same... widoki. Ja chcę!! ;D Kliknijcie w ten link i obejrzyjcie. To dla Was! ;)
<<Kliknij>>
Do zobaczenia siedemnastego grudnia!

Obserwatorzy