sobota, 17 listopada 2012

[dwa] niefortunne zakończenie


podkład TUTAJ

W miłości irytujące jest to, że jest ona zbrodnią wymagającą wspólnika
Charles Baudelaire

Lilyanne! Wstawaj natychmiast! Nie mam zamiaru dłużej tego znosić!
Takie krzyki rozbrzmiewały w całym domu Evansów i obudziły młodszą dziewczynę, Lily. Leżała przez chwilę w łóżku, lecz wstała, gdy usłyszała zbliżające się kroki. Po kilku sekundach w drzwiach stanęła rozzłoszczona Petunia.
- Tego już za wiele! Co ty sobie właściwie wyobrażasz, co? Myślisz, że to zabawne?
- Wybacz, ale nie mam najmniejszego pojęcia, o czym bredzisz - odrzekła Lily stanowczo.
- O czym? - powtórzyła siostra złowieszczo - Zaraz się przekonasz.
Petunia odwróciła się napięcie i wbiegła do swojego pokoju. Lily mimowolnie poszła za nią. 
Wnętrze przedstawiało pobojowisko. Jeszcze gorzej, niż u Huncwotów, pomyślała Lily. Wszystkie ubrania i cała pościel były wyciągnięte na wierzch, a na tym wszystkim leżały listy. Na domiar złego na całej powierzchni znajdowały się odchody sów, które krążyły po pokoju, pohukując cicho.
- Mel, Hermes, Victorie, Diarrhoea!* - zawołała zszokowana Lily. Sówki natychmiast podleciały do dziewczyny, która natychmiast odwróciła się z zamiarem powrotu do pokoju. 
- Ej! - zatrzymał ją głos wściekłej Tuni. - Może byś posprzątała, w końcu to twoja wina!
Lily bez słowa weszła do swojego pokoju. Z dna kufra wyjęła fałszywą różdżkę (wynalazek Huncwotów) i wróciła do pokoju siostry. Jedno machnięcie różdżki wyczyściło pokój, natomiast za drugim machnięciem, listy od przyjaciół znalazły się w jej ręce. 
- Nie moja wina, że sowy cię nie lubią. - powiedziała - to ty zaczęłaś rzucać w nie talerzami, gdy tu przylatywały.
Taka była prawda. za każdym razem, gdy przyjaciele pisali do Lily, ich sowy zaczynała atakować Petunię za każdym razem, gdy ją widziały. Siadały jej na głowie, napaskudzały w pokoju (zwłaszcza Diarrhoea) i zanosiły jej tam martwe myszy. Natomiast Petunia nie znosiła myszy i wpadała w paranoję, gdy tylko jakąś widziała.
Lily odwróciła się i wyszła z pokoju siostry trzaskając drzwiami. Po chwili Petunia usłyszała jej głośny śmiech dobiegający zza ściany.


***
Dwaj chłopcy. Na pierwszy rzut oka zupełnie inni, jednak w gruncie rzeczy bardzo do siebie podobni. Pochodzący z dwóch różnych światów, a jednak pragnący tego samego.
Tydzień. Już tydzień upłynął, odkąd ja widział ostatni raz, lecz wiedział, że wkrótce znów ją ujrzy. Wysłał do niej około setki listów, jednak nie dostał odpowiedzi na żaden z nich. Ale nie tracił nadziei. Tęsknota zżerała go od środka. Nigdzie nie wychodził, nawet quidditch go nie cieszył. Całymi dniami leżał w łóżku i czekał. Prawie niczego nie jadł, nie odzywał się do nikogo. Wciąż myślał o dziewczynie swoich marzeń
Nagle usłyszał łopot skrzydeł. Coś sfrunęło mu na łóżko. Podniósł głowę i zobaczył swoją sówkę trzymającą w dziobie list.
Natychmiast poderwał się do góry prawie strącając ptaka i wziął list do trzęsącej się ręki.

James!
Ja Cię błagam, przestań zadręczać biednego Hermesa. W końcu naprawdę nie wytrzyma tak dalekiej podróży! 
Nie, u mnie nic nie jest w porządku i dobrze o tym wiesz. Nie będę Cię oskarżać, nie mam już na to siły.
Za kilka dni wyjeżdżamy nad morze, wiec bardzo Cię proszę, nie zamęczaj tak Hermesa. To będzie dla Twojego puchacza długa i wyczerpująca podróż. Gdy będziesz pisał listy (a wiem, że nie przestaniesz), nie wysyłaj go tak często. Liverpool jest oddalony setki kilometrów stąd i Hermes tego nie wytrzyma.
Słuchaj, masz jakiś sposób na pozbycie się starszej siostry? Petunia oskarża mnie o nie wiadomo co, tylko dlatego, że odwiedziły ją dziś sowy naszych przyjaciół (wiesz, jaki ona problem z sowami...)
Co do twojej prośby... Teoretycznie już Ci wybaczyłam... Chociaż sama nie wiem, dlaczego. Przecież Ty się nigdy nie zmienisz i dalej będziesz zachowywał się jak palant.
Lily

Na twarzy chłopaka zagościł szeroki uśmiech. Mam szansę, pomyślał. wyjrzał przez okno.
- Ej, Kevin! - zawołał do kuzyna. - Gramy w quiditcha?

Severus Snape był w o tyle lepszej (teoretycznie) sytuacji, że widział Lily codziennie, ale na tym kończyły się pozytywne strony tej sytuacji. Nie mógł do niej podejść, porozmawiać z nią, nie miał do tego prawa. Gdy przypominał sobie wspólnie spędzone z nią chwile, trafiał go szlag. Teraz, gdyby Lily zobaczyła go obok siebie, wściekłaby się na niego. Rozumiał ją, był tylko zły na siebie. I na Pottera.
Nie mogąc nawiązać z nią żadnego kontaktu odwiedzał miejsca, w których wspólnie spędzali czas. Chodził więc do parku, nad rzekę, na plac zabaw, pod jej dom... Mógł godzinami wpatrywać się w okna jej pokoju. często wychodziła na balkon i wpatrywała się w gwiazdy. Nie widziała go...
Och, jak on za nią tęsknił... Widywał ją codziennie i nie mógł nawet marzyć o rozmowie z nią. To było gorsze niż tortury w średniowiecznych zamkach! Gdyby tylko mógł cofnąć czas...


***
Lily, zejdź na dół! - zawołała Mary Evans stojąc u podnóża schodów.
- Już idę, mamo! - odkrzyknęła dziewczyna. Spojrzała na swój pokój, wzięła walizkę i poszła do mamy.
- No, wreszcie - mruknęła Petunia. - Ile można czekać! Ale się wystroiłaś.. Myślisz, ze ktoś zwróci na ciebie uwagę> - dodała kpiący tonem.
Lily spojrzała na siebie. Biała sukienka na ramiączkach podkreślała jej duży biust,  a kokarda na przodzie maskowała wypukły (choć nieduży) brzuch.
- A co cię to interesuje? - spytała ruda. - A zresztą, czemu się mnie czepiasz, skoro i tak z nami nie jedziesz?
- Dla twojej informacji czekam tylko na to, aż się wyniesiesz.  Jedźcie już, bo ledwo wytrzymuję z dziwadłem takim jak ty, pod jednym dachem.
- Tuniu! - krzyknęła oburzona Mary. - Nie odzywaj się tak do siostry!
Lily poczuła wściekłość, gdy tak patrzyła na siostrę. Miała ochotę potraktować ją jakimś ostrym zaklęciem, ale w ostatniej chwili powstrzymała się. To moja siostra, nie wiadomo jaka by nie była, upomniała siebie w duchu.
- Moje panie gotowe? - Do domu wszedł John, głowa rodziny Evansów. - Możemy jechać? Nie chcę trafić na godziny szczytu.
Była godzina szósta rano, Evansowie jechali nad Morze Irlandzkie na zachodzie kraju.
- Petunio, bądź grzeczna.... pamiętaj, ufamy ci i nie chcemy po powrocie zobaczyć domu w gruzach...
- Spokojnie tatku, nic się nie stanie...

Cztery godziny później Lily siedziała w samochodzie na tylnym siedzeniu i usiłowała czytać romans, który pożyczyła jej Jane. Cieszyła się, że nie ma z nią Petunii, która natychmiast zaczęłaby ją krytykować.
Dziewczyna miała w uszach słuchawki, z których wydobywała się głośna muzyka, nie słyszała więc kłótni rodziców na temat tego, którędy powinni pojechać. Pani Evans upierała się jechać przez Birmingham, do którego się zbliżali, natomiast jej mąż radził ominąć miasto. Mary bardzo chciała zajrzeć do kilku sklepów, natomiast John uważał, że będą tam korki i nie dojadą do Liverpoolu przed północą.
-Ależ to nonsens, kochanie, tam na pewno nie jest gorzej, niż w Londynie!
- Zdziwiłabyś się - mruknął pan Evans. - nie mam zamiaru nigdzie wstępować, możesz zrobić zakupy w Dudley! Nie dość, ze jest tam taniej, to wyjedziemy od razu!
- Kochanie, uważaj! Drzewo!
Pan Evans gwałtownie skręcił, jednak uderzył prawą stroną pojazdu w ogromne drzewo rosnące przy samej ulicy. 
Książka wyleciała Lily z rąk, gdy coś nią szarpnęło. Słuchawki wypadły z uszu i w tej samej chwili zaczęło jej się kręcić w głowie, gdy samochód zaczął wirować jak dziecięcy bączek.
Szarpnięcie. Krzyk. Brzęk stłuczonego szkła. Huk. Jęk...
i nagle wszystko ustało.
Lily podniosła powoli głowę i uświadomiła sobie, że leży na podłodze auta, choć nie wiedziała, kiedy spadła z fotela. Wstała szybko, gdy poczuła, że pas bezpieczeństwa wrzyna jej się w szyję. Zawirowało jej w głowie, lecz po chwili dziewczyna doszła do siebie. Wyjrzała przez szybę i zauważyła, ze wpadli do głębokiego rowu. Równocześnie poczuła na twarzy powiew wiatru. Rozejrzała się i zobaczyła, że przednia szyba jest rozbita. Odłamki szkła były wszędzie, na całej powierzchni. Usłyszała cichy jęk, który wydała z siebie jej mama. Spojrzała na swojego tatę.
Nie ruszał się...

~*~~*~~*~
Na koniec:
No i znowu się nie wyrobiłam! Ponad dwa miesiące! przepraszam Was...
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Jedyna nadzieja, że tym razem wyrobię się w terminie dwóch tygodni...
Czy tylko mi przydałyby się wakacje?
Przyszły tydzień mam zawalony sprawdzianami, kartkówkami i wszelkiego rodzaju pytaniami. Co za kanał...
Mam pytanie: który z tych czterech panów jest wg Was najprzystojniejszy? (od lewej) Logan, James, Carlos czy Kendall?
Moim faworytem jest Logan <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy